„RÓŻA” – torebka worek

Torebka „Róża” to popularny bucket bag, czyli torebka worek. Charakterystyczne zamknięcie to przewleczony przez metalowe oczka sznurek. Solidne, usztywnione dno sprawia, że torebka nie tylko swobodnie stoi, ale również po otwarciu cała jej zawartość jest wyjątkowo łatwo dostępna. Uwielbiam to w torebkach, bo nic tak nie frustruje jak sytuacje, gdy przy kasie w sklepie pięć minut szukasz portfela ;)

Większość torebek tego typu posiada długi pasek. Jednak spore rozmiary Róży sprawiły, że postawiłam na krótszą rączkę idealną do noszenia na ramieniu.

Do kompletu uszyłam skórzaną kosmetyczkę, którą można przypiąć karabinkiem do uchwytu znajdującego się w podszewce. Dzięki temu się nie zgubi :)

Najbardziej w „Róży” podobają mi się trzy rzeczy widoczne na powyższym zdjęciu:

  • Metalowe tabliczki z logo EL CLAVEL. Dzięki nim torebka zyskuje to coś :).
  • Idealny łuk, który nim stał się idealny miał kilka innych mniej idealnych wersji. Oj było z tym zabawy!
  • 7,5mm sznurek, który udało mi się uszyć. Nie sądziłam, że da się w ogóle uszyć na maszynie równo i bez większych trudności coś tak cienkiego. A szyło się go jak marzenie! (Musiałam wyciąć równo(!) 15mm pasek długości prawie 1 metra, skleić go składając na pół, przeszyć i na koniec pomalować końcówki farbą).

A co takiego nowego jest w tym projekcie, czego nauczyłam się na kursie kaletniczym a dotąd nie miałam okazji wykorzystać?

Pozwoliłam sobie na więcej swobody i zamiast na grubość postawiłam na farbę. Brzmi dziwnie? Już tłumaczę o co chodzi, bo może i Wam się to przyda.

Mianowicie moja chęć niezniszczalności torebek sprawia, że uchwyty widoczne powyżej (czyli ta część, która zawiera półkółko) zazwyczaj wykonuję z grubej skóry, złożonej przynajmniej ze 2 razy, przez co może i jest solidnie, ale tak powstałe 5 warstw skóry (policzcie dobrze) ciężko jest przeszyć. Dlatego tym razem podkleiłam jedną warstwę grubej skóry taśmą, która zapobiega jej naciąganiu, a surowe brzegi pomalowałam farbą do skóry w odpowiednim kolorze. Tak przygotowany pasek skleiłam złożony na pół i przyszyłam do torebki wzmacniając go dodatkowo nitem.

Farba czyni cuda! Od razu na pozór przypadkowy kawałek skóry nabiera porządnego wyglądu. No i przyszywanie go jest czystą przyjemnością.

Konstruując nową torebkę zawsze staram się, by wszystkie jej elementy były solidnie wykonane i trwałe. Najchętniej wszystko robiłabym podwójnej grubości, szyła dwa razy i nitowała więcej niż pozwala na to zdrowy rozsądek. Skóra naturalna rządzi się jednak swoimi prawami i często „podwójnie” się zwyczajnie nie da.

Nie ma mowy o podwójnych szwach, a tym bardziej o pomyłkowych szyciach, ponieważ każde ukłucie igły będzie trwale widoczne. Duże grubości skóry też nie są dobrym pomysłem, bo maszyna, choć kaletnicza, zwyczajnie protestuje. Te wszystkie utrudnienia czynią pracę ze skórą podwójnie trudną i wyjątkową jednocześnie.

Za każdym razem praca ze skórą naturalną uczy mnie pokory i cierpliwości.

A u Was jak wygląda proces tworzenia? Wolicie korzystać z gotowych wykrojów, czy czasem stawiacie na własną moc sprawczą i staracie się skonstruować coś od A do Z?

Jestem bardzo ciekawa, jak wygląda Wasz proces twórczy. :)