Kiedy w zeszłym roku szyłam tę torebkę, postawiłam sobie za punkt honoru, by miała dwie osobne komory zapinane na suwaki. Takie torebki były wówczas niezwykle modne, ale to nie moda sprawiła, że chciałam mieć taką samą.
Torebki szyję od kilku lat, ale nadal każdy kolejny model jest dla mnie wyzwaniem. W tym przypadku przez dwa miesiące nurtowała mnie kwestia techniczna uszycia tychże dwóch oddzielnych przegródek torebki. Dwa zamki to żaden problem, dwie ścianki i biza (to taka plastikowa rurka obleczona skórą – coś jak lamówka ze sznurkiem) również nie są większą filozofią, ale jak zrobić, by pomiędzy nimi była ścianka oddzielająca obie części? Wierzcie lub nie, ale główkowałam nad tym długo ;).
Ciekawa jestem czy ktoś z Was szyjących torebki, zna gotową odpowiedź. Jeśli tak, podzielcie się nią w komentarzu, a ja tymczasem potrzymam Was trochę w niepewności.
Wierzcie mi, że nic tak nie rozwija umysłu, jak problemy techniczne! W końcu nie bez przyczyny mawia się, że „POTRZEBA JEST MATKĄ WYNALAZKÓW”. Nie raz zdarzyło mi się wpaść na pomysł rozwiązania takiej zagadki w różnych dziwnych miejscach i sytuacjach. Kiedyś olśniło mnie podczas jazdy tramwajem. Nie pamiętam już czego dotyczył problem, ale o mało co nie wrzasnęłam „EUREKA!” na głos. :D Czy Wam zdarzają się takie nagłe olśnienia? Ciekawa jestem, czy łatwo się poddajecie, czy też nie spoczniecie nim rozwiązanie okaże się satysfakcjonujące.
Mam nadzieję, że to drugie. ;)
Ale wróćmy do torebki.
Czemu nazwałam ją Sherlock? Pewnie dlatego, że w tamtym czasie zauroczona byłam serialem „Elementary” i z zapartym tchem śledziłam losy głównej pary bohaterów. Uwielbiam filmy i seriale kryminalne, a ten akurat zgrabnie łączy tradycyjne pojęcie o Sherlocku Holmesie z rzeczywistością dzisiejszego Nowego Yorku.
Drugim powodem była kolorystyka – brązowa skóra pozyskana ze starej kurtki z second handu oraz kraciasta podszewka, która wyjątkowo mocno kojarzy mi się z peleryną Sherlocka Holmesa. Ich połączenie samo narzuciło nazwę ;).
Dwie wąskie komory, są moim zdaniem średnio praktyczne. W tak małej torebce nie ma potrzeby sztucznego dzielenia przestrzeni i standardowe kieszonki w zupełności wystarczą. O tym przekonałam się jednak dopiero w użytkowaniu. Nie przeszkodziło to jednak w tym, by torebka Sherlock towarzyszyła mi przez całe lato. Dzięki niej czułam się trochę jak Lucy Liu z „Elementary” ;)
Torebka śliczna! Bardzo lubię też ten serial. :)
Ale jak to ścianka między bizą a zamkami?
Ps. A nie masz tu czasem kiedry?
Dziękuję Asiu :). To właśnie wszycie ścianki dzielącej dwie komory jest tajemniczym trikiem ;) To zdecydowanie jest biza. Wiem, bo szyłam ją na zwykłej stopce i klęłam pod nosem jak… kaletnik ;) Pozdrawiam!
Torebka wygląda genialnie, czekam na zdradzenie sekretu :) Ja też czasami miewam takie przebłyski, że aż sam siebie zadziwiam, że przychodzą w najmniej oczekiwanym momencie.
Witaj Bartku. Dokładnie, nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie rozwiązanie.
Dziękuję i pozdrawiam :)
Torebka fantastyczna. Pomysłu na rozwiązanie zagadki nie mam, bo mimo, ze szyję od lat to za torebki się nie biorę i nie znam ani specjalistycznego nazewnictwa ani technologii szycia taki cudeniek. Za to szczerze podziwiam za umiejętności. Pozdrawiam
Witaj! Miło gościć tu kolejnego miłośnika szycia. Dziękuję i pozdrawiam! :)
Super torebka!
Śliczna i widać że praktyczna! :)
Dzięki wielkie!
Taka torba jest bardzo praktyczna w wersji duzej torby komputerowej :-) Zamierzam wlasnie taka uszyc na wlasne potrzeby bo ta, ktora mam, i uzywam codziennie, juz sie rozpada :-)
Pozdrawiam,
Tamara
Dobry pomysł! Powodzenia w szyciu :)
Zgadza się z tymi komentarzami, torebka jest piękna. Sama bym taką chciała, i kolor odpowiada.